Powstawanie przedszkola, cz. 5, 6, 7 i 10

Karolina:

Siedzę na panelach, plecy opieram o białą ścianę, na półce obok leżą pomoce Montessori – jeszcze w nieładzie. Cały dzień myłam okna i płytki, rano oprowadzałam po lokalu strażaków. Pies leży na kanapie w szatni, przed chwilką jakaś mała dziewczynka przyłożyła głowę i ręce do szyb (sic!) i powiedziała „woooooow, jak tu ładnie” – powiedziała to o naszym przedszkolu! Miejscu, o którym niedawno mówiłam z niechęcią „buda”, przez które wiem więcej o remontowaniu niż mogłabym sobie tego życzyć, dzięki któremu cała moja rodzina jest zaangażowana w jeden PROJEKT, to z jego powodu zasypiam zanim zdążę wziąć książkę do ręki, snuję plany emigracji zarobkowej do dalekiej krainy, cieszę się do każdego kuriera i w ogóle dużo się cieszę jak mój pies do smyczy.

Niechęć, która ogarniała mnie i mamę z każdym kolejnym dniem remontu była nie do pokonania, przestałyśmy nawet pisać na bloga, bo nieprzewidziane i przewidziane trudności sprawiały, że naprawdę nie miałyśmy sił. Panie w OBI już nas poznawały i pytały po co jesteśmy tym razem. Dodam, że panie na różnych zmianach w obydwu sklepach w pobliżu… Tymczasem jednak jest ósmy września, zaprosiłyśmy już kilkoro rodziców, wierząc, że będą potrafili wyobrazić sobie klasę taką, jaka będzie zapewne dwudziestego ósmego, a może i nawet osiemnastego. I chyba potrafili. Nie wiem jeszcze czy będę mogła powiedzieć „było warto” – na pewno dam o tym znać całemu światu, nie wiem jeszcze czy zapełnimy klasę, nie wiem jak będzie wyglądał każdy nasz dzień,  wielu rzeczy jeszcze nie wiem – taki urok początków. Wiem za to, że czuję się tu już dobrze, to nasza przestrzeń. I wiem, że będzie przestrzenią dla każdej rodziny, która zdecyduje się do nas dołączyć.

Zaczynając pisać bloga przed-przedszkolnego miałam taki pomysł, żeby było to miejsce gromadzące wszystkie informacje dla osób, które będą chciały podjąć się podobnego wyzwania w przyszłości. Okazuje się, że to właściwie niemożliwe – przepisy są tak różne (ich interpretacje!), że zagłębianie się w techniczne aspekty powstawania przedszkola właściwie nie ma sensu i jest naprawdę mało interesujące. Podobnie jak opowieści o tym, jakie rozwiązania zastosowałyśmy u nas. Mogę dać tylko jedną radę – zanim zaczniecie ruszać ściany, zatrudnicie architekta, wydrukujecie ulotki i całemu światu powiecie, że to właśnie tu powstanie nowa montessoriańska placówka, przejdźcie się do Sanepidu i Straży Pożarnej, zajrzyjcie do wydziału oświaty: to, co jest napisane to jedno, jednak (jak zawsze) liczą się ludzie. Ja miałam dużo szczęścia i spotkałam same przyjazne osoby na swojej drodze. Dla jasności – kontrola Sanepidu dopiero w poniedziałek, ale podobno trzeba sobie wizualizować sukcesy.

Nasze plany na najbliższe dni to nadal sprzątanie i układanie. Na szczęście i tu, jak na każdym etapie, nie brakuje przyjaznych rąk do pracy. Potem zaczynamy proces adaptacji – mam nadzieję, że o tym uda nam się więcej napisać na blogu, bo temat ważny i długo przez nas omawiany. Z planów blogowych, to czeka jeszcze na publikację wpis o książkach w metodzie Montessori i o naszym spojrzeniu na dziecięcą bliskość z naturą – pokłosie przeczytanego „Ostatniego dziecka lasu”. Tymczasem ostatnie partyzanckie zdjęcie, od niedzieli tylko profesjonalna fotografia!